środa, 6 listopada 2013

Rozdzial IX - Mgła

      Gaara zatrzymał się przed żelazną bramą. Kropelki wody spływały po okuciach i skapywały do kałuży na ziemi. Rudowłosy rozglądał się na boki. Nie zastanawiając się wdrapał się na szczyt i przeskoczył kraty upadając na tyłek. Podbiegł do niewielkich drzwi, które od razu zauważył. Dotknął ściany, przed oczami ukazało mu się mnóstwo obrazów i wizji. Macając elewacje przeszedł z niemym wzrokiem parę metrów w bok. Oderwał ręce i spojrzał w dół - kratka. Kratka porośnięta czymś, czymś niesmacznym... Wyrwał ją i wskoczył do środka. Szedł jakimiś pokręconymi korytarzami, było tam ślisko, mokro i brzydko pachniało. Odór zgnilizny. Znalazł się pod główną salą. 
- Temari -
Wypchnął kratę i wskoczył na górę. Wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. Po sali ciekła krew, słychać było dziewczęcy krzyk. Matsuri trzymała w ręku jej bijące serce i ciągnące się za nim żyły. Gaara ruszył sprintem kierując się na tą drugą. Orochimaru w psychopatycznym szale śmiał się coraz głośniej.
- Co to za głupek, wbiegać w objęcia Matsuri - krzyknęła Sakura.
- Debil - skomentował cicho Sasuke niewzruszenie wgapiając się w scenę.
Rudy dobiegł i odepchnął ją z całej siły. Matsuri puściła serce, które wciąż bijące upadło na podłogę. 
- Jak, to? - z niedowierzaniem wrzasnęła Saiye - Brać go! - dała sygnał. Pochody młodych wampirów ruszyły na Gaarę. Byli na przeciw niego kiedy Hikari wleciała między tłum a młodego mężczyznę, chyba już wyczuła jego anielską naturę. Stuknęła laską o podłogę. Ziemia się zatrzęsła i zapadła, z powstałej dziury wylazła chmara robactwa, wszelakiego rodzaju glizd i larw, i uformowała górkę. Po chwili wychyliła się z niej ręka, obrzydliwa ręka z mnóstwem uwypuklonych żył. Palce obsypane sygnetami z dziwnymi znakami.
- Nie, nie, nie, czyżby On? - 
- NO!? Jak witacie waszego najwyższego Pana? To w rzeczy samej - Śmierć. - Powiedziała triumfalnie Hikari, na co Orochimaru zbił ją wzrokiem i złapał karcąco za nadgarstek. 
- Wzywacie nie w porę, jak widzę - odezwał się niski i wibrujący przepiękny głos faceta wychodzącego z obślizgłej kupy insektów.
- Tato!? - rzuciła Matsuri podnosząc się gwałtownie z podłogi.
                                                             ***


         Mgła sprawiała, że powietrze było geste, i że przyjemnie się oddychało. To był jeden z niewielu momentów, w których Naruto, czuł, że żyje... Chociaż odkąd zjawiła się Hinata odzywało się w nim coś dziwnego. Droga, po której zmierzali stała się teraz wąska, z każdej strony osłaniały ją zrośnięte u góry krzewy dzikiej róży. Była jesień, więc nic dziwnego, że ich kolor był tak pięknie rudy. Dziewczyna odzyskała na trochę oddech.
- Postaw mnie - szepnęła mu cicho do ucha. To było takie proste, czyste. Zwykła prośba, bez żadnego precedensu, bez żadnego ukrytego sensu. To czyniło tę prośbę prośbą anielską, prośbą, której nie da się tak łatwo wypuścić z rąk. Na dźwięk tego słodkiego głosu, czuł się jak po działce kokainy. Zdziwił się bardzo reakcją swojego umysłu, znów czuł pożądanie. Miał ochotę  wbić w jej miękką skórę swoje kły. Tak bardzo pragnął jej duszy, którą zabrałby wraz z jej życiem, a tego nie mógł zrobić, za bardzo ją... W sumie to co do niej czuł? Tego nikt nie wiedział, może jedynie dobry Bóg, z którym przecież Naruto był strasznie daleko. Wszyscy są teraz daleko od Boga, a przecież On przychodzi, puka do Twoich drzwi, aleś rzadko w domu... Postawił ją, właściwie to gdy znalazła się na ziemi, nie czuła żeby stała o własnych siłach, jakby cały czas ktoś ją trzymał. Wciąż była słaba, ale nie zamierzała poddać się truciźnie, którą jej miły wstrzyknął jej w niewielkiej dawce. W niewielkiej, ale zawsze w jakiejś. Niestety... nie zdążył się powstrzymać. Szli obok siebie, a ścieżka powoli się kończyła. Po co tu właściwie przyszli? Hinata nie wiedziała. Brązowawe szuwary porastały brzeg wielkiego zbiornika, kawałkiem otaczał go też złocący się las. Na drewnianym, trochę już starym, skruszałym i porośniętym mchem pomoście, stał starszy mężczyzna, chyba łowił ryby. Miał długie kalosze za kolana i czapkę na głowie. Brunetka przestraszyła się trochę, gdy spojrzał w ich stronę, schowała się za Naruto i delikatnie chwyciła swoją zimną dłonią rękaw jego płaszcza. Do tej pory wydawało mu się, że Hinata czuję się przy nim bezpiecznie, ale ten dzień chyba zburzył jej spokój.
- Nie bój się - powiedział spokojnie. Zaczął iść w stronę rybaka, aż w końcu znalazł się na pomoście, ona natomiast stała przez chwilę nieco oniemiała, po czym za parę sekund ruszyła chwiejnym krokiem i dobiegła do nich. Znów stanęła za Naruto, chowając się przed spojrzeniem starca. Mężczyźni wymienili parę słów w jakimś innym języku, chyba po szwedzku, albo jakoś tak... Po chwili Naruto uśmiechnął się do rybaka, na co tamten również odpowiedział mu swym promiennym uśmiechem, pokazując jednocześnie fatalne uzębienie i złote plomby. Blondyn obrócił się na pięcie, chwycił dziewczynę za rękaw i pociągnął na dalszą część pomostu. Na samym jego końcu zacumowano niewielką, też drewniana łódkę. Leżały w niej dwa wiosła. może ani wiosła, ani sama łódź nie były najnowsze, ale sprzęt przynajmniej unosił się na wodzie, a przecież dla takiej "królewskiej łajby" to najważniejsze, nie prawda? Naruto wskoczył na zbutwiałą krypę (krypa=łódka - synonim) i podał Hinacie dłoń, była zimna, delikatnie ją pochwycił, jakby próbował złapać w ręce księżycową poświatę i oboje znaleźli się na "pokładzie". Przysiadła na jednej z krawędzi i trochę się rozejrzała. Świat był taki piękny pomimo tego wszystkiego co przeszedł. To jednak doświadczenie - surowa szkoła tak zwanego życia - sprawia, że stajemy się piękniejsi. Byli już daleko od brzegu, mgła była tak gęsta, że nie mogli zobaczyć nic prócz siebie. Robiło się ciemno, słońce pewnie zdążyło już zajść. Krajobraz wydawał się być teraz spowity łuną śmierci. Znowu się bała, Naruto nie spuszczając jej z oczu od razu zauważył, a właściwie poczuł jej strach. Puścił wiosła.
- Tutaj powinno być dobrze. Przez chwilę tu zostaniemy, ok? - nie czekając na odpowiedź drobnej, roztargnionej osóbki, która mimo całego strachu była spokojna i błyszczała jasnymi oczami spoglądając gdzieś w górę, podniósł rozłożoną dłoń, trzymał ją nieruchomo, zaczęły się na niej pojawiać czerwone iskierki, uformowały się w świetlistą kulę. Zawiesił ją bezwładnie nad ich głowami. To wyglądało magicznie, a zwłaszcza z pomostu, starzec uśmiechał się pod nosem. Dla kogoś przypadkowo przechodzącego obok byłoby to wręcz wstrząsające, widząc dwie postaci stojące na wodzie po środku jeziora przesłoniętego gęstym i wilgotnym powietrzem nieco rozpraszanym przez dziwnie czerwone światełko dryfujące w przestrzeni... Zdecydowanie - zwykły szary Pan Kowalski na pewno by się bał.
- Czemu tu przyszliśmy? - zapytała tak prosto.
- Chciałem cię stamtąd zabrać. Sam tez nie chciałem tam być, a na dodatek, ty, jako jedyna z nas jesteś... no... żywa, ON na pewno by cię zauważył. A wtedy, koniec z naszą akademią. - "A co gorsza z tobą", dodał w myślach. Hinata wiedziała, że bardzo się martwił, że ona sprawia mu tylko i wyłącznie przykrość. Podniosła się i stanęła przed nim.
- Nie chcę powiedzieć nic złego, ale dlaczego boisz się być blisko mnie? -
- To o wiele bardziej skomplikowane niż myślisz -
- Przepraszam, że muszę być twoją przykrością, ale... bez ciebie już by mnie tu nie było, ja nie chcę komukolwiek sprawiać bólu, słyszysz mnie!? - uderzyła go piąstką w pierś,a po jej policzku spłynęła słona łza, gdy dotknęła kącika jej warg, czyjaś silna dłoń starła ją, i sprawiła, że stała się zapomnieniem. Hinata patrzyła na swoje buty, ale koniec, dosyć tego. Koniec wiecznego patrzenia się w dół! Trzeba unieść głowę wysoko do góry i iść dumnie przed siebie, na przekór wszystkiemu i wszystkim. Spojrzała na jego dłoń, była mocno zaciśnięta, delikatnie i niepewnie dotknęła jej, po czym oplotła rękami jego pięść. Podniosła ją na wysokość swojej szyi.
- Dziękuje Naruto... że jesteś tutaj - jego dłoń się rozluźniła,oddech przyspieszył i stał się cięższy. Znów miał ochotę zabrać jej duszę, fragment łódki, który kurczowo ściskał drugą ręką już prawie nie wytrzymywał. Pochylił się - serce biło coraz mocniej. Patrzył w jej jasne oczy, cała była taka piękna, jak niczym nienaruszony pączek róży. Oswobodził swoją rękę i wplótł w jej włosy. Przysunął się blisko.
- Wybacz mi - szepnął i dotknął wargami jej  warg. Pocałował ją muskając jej usta z trudem powstrzymując siły i pożądanie. Cały drżał, a jego oddech był szybszy od uderzeń serca. Zaraz... jego serce nie było, więc to jasne, że jego oddech był szybszy. Całował ją namiętnie i z uciskiem, powoli włączając w to swój język. Robił to wolno i boleśnie. Hinata odwzajemniła pocałunek pragnąc jego bliskości. Jednak za chwilę młody mężczyzna przerwał i pocałował ją w dłoń.
- Hinata. Zostań ze mną do twojej śmierci.Proszę... -
Pękła. To było to czego najmniej się spodziewała. Co miała odpowiedzieć. To pytanie było dziwne, "do jej śmierci", o co chodzi?
"Naruto, to, to trudne pytanie."
Mogłaby tak powiedzieć, ale te słowa byłyby jak pocisk wymierzony precyzyjnie w serce. Cały świat wokół nich znów wydawał się być pustą przestrzenią. Stali naprzeciw siebie, trzymał jej dłonie w swoich, brunetka oddychała ciężko, a jej oczy iskrzyły od łez tłumionych od dłuższego czasu. Wyczekując odpowiedzi, Naruto zagryzł wargę i syknął, jakby z bólu, albo coś. Cynicznym z jego strony byłoby myślenie, że przecież tak! - jakby taka piękna i jasna istota mogła chcieć z nim zostać do kresu swych dni. Już otwierała usta by odpowiedzieć mu cokolwiek, ale nagle łódka przekręciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Wampir zdążył rozsypać się w iskry i zawisnąć nad powierzchnią jeziora, ale za to Hinata znalazła się gdzieś w głębi niego.

- Hinata!!! - powietrze rozpruł głośny krzyk. Naruto z racji swoich ognistych zdolności nigdy nie pływał, ponieważ każdy kontakt z wodą, a zwłaszcza  z tego przeklętego jeziora sprawiał mu niewyobrażalny ból. Już chyba czas powiedzieć coś o tym... Dobra, teren ten (jezioro i wszystko po jego drugiej stronie) należy do elfów, z którymi Akademia toczy pewną wojnę, jezioro jest jakby to powiedzieć... "antymagiczne", uśmierca, a raczej osłabia wszystkie nadprzyrodzone istoty. To taka ich bariera ochronna. AHA! Więc dlatego, dlatego ją tu zabrał! Żeby ktoś, kto miał się zjawić na rytuałach pod żadnym pozorem jej nie znalazł... Tylko pytanie kto to? A, wracając do elfów i całej tej akcji - wtargnęli bezprawnie na ich teren i mimo chęci Naruto uchronienia jego... jego no dobra przyznajmy to sobie, chyba się zakochał. Wreszcie, wreszcie zostało to powiedziane, a może właśnie teraz sobie to uświadomił, więc: mimo chęci uratowania jego ukochanej od jednego niebezpieczeństwa naraził ją na kolejne, to trzeba mieć szczęście, co nie?
Wskoczył. Wskoczył do tego zasranego i w ch*** niebezpiecznego jeziora! Znalazł się pod wodą. Jego twarz wykrzywił grymas bólu, otworzył oczy i rozglądał się w każdą stronę szukając dziewczyny. Nie ma, nigdzie jej nie ma! Wpadał w obłęd. Nagle poczuł zimną stal w swoim udzie. Tak, dobrze myślicie ktoś go dźgnął mieczem, i to nie byle jaki ktoś... "Elfy" - pomyślał. Wyskoczył nad wodę. Tu już mógł swobodnie działać. Zaraz za nim, wyskoczył też atakujący. Kisame, członek zamku należącego do organizacji mianem "Akatsuki". Coś jak Akademia, tyle, że owe Akatsuki to wspólnota istot pozornie innych, bo "pięknych", oświeconych i mądrych, czyli całkiem innych od  wampirów. Uczniowie Orochimaru toczyli z nimi wojnę. Od zawsze. Wracając, Elf o niebieskawej cerze stanął na brzegu z długim mieczem zarówno wymierzonym jak i skąpanym w krwi blondyna. Naruto nie miał nic przy sobie, więc również przybrał pozycję szermierską, a w jego dłoniach pojawił się iskrzący miecz. 
- Nie jestem zbyt dobrym szermierzem - powiedział pod nosem i zaatakował. Elfy od wieków są uczone władania mieczem, szermierka to też ulubione zajęcie tego odznaczającego się bardzo dziwnym, sinym kolorem cery Kisame, który właśnie stał przed Naruto. Pewnie wysłali go, żeby się ich pozbyć. Wiecie, "spławić" w słowniku Elfów, to dość ostre słowo...
Przeciwnik bez problemu uniknął ataku. Schylił głowę, obrócił ciało o trzysta sześćdziesiąt stopni i machnął ostrzem. Chciał pozbawić Naruto nóg, dobrze że nie jest tak szybki jak refleks wampira, bo nim zdążył odciąć mu kończyny, Naruto miał chwilę by się zdematerializować (synonim do: rozsypać). Wymachiwali mieczami, a rana, którą Kisame zadał mu pod wodą, krwawiła. Dobra jasne, że krwawiła, ale czemu czarną cieczą, a nie krwią? Mniejsza z tym... 
Ciosy wymieniali jeden za drugim, niestety nie udało się nawet drasnąć tego zasranego elfa, ale za to Naruto, tak. Ledwo co unikał wszystkich cięć i pchnięć, co sekundę mijał się ze śmiercionośnym ostrzem, za wszelką cenę nie mógł dać wyłupić sobie oczu. Dobra może i jestem sobie zwykłym  narratorem, który mało wie (a zwłaszcza o takich chorych rzeczach), ale jakąś tam wiedzę posiadam, w końcu po to są narratorzy. W każdym razie wszystkie istoty, magiczne po wyłupieniu oczu ginęły, coś jak śmierć, ale nie do końca, bo gdyby włożyć je z powrotem do oczodołów, ożywały na nowo. Zabić magiczną istotę do końca można jedynie niszcząc oczy, ale nie wiem jak to zrobić... ciekawe czy w ogóle jest ktoś, kto wie? Walka trwała już jakąś chwilę, kiedy nagle - nie, nie, tylko nie to! - udało mu się trafić w oko blondyna. Ale nie, chwila... krew się polała... Naruto złapał się za głowę zakrywając oko i pochylił się. Za sekundę podniósł głowę i otworzył... oboje oczu. Na szczęście. Miał rozcięty łuk brwiowy i polik, miecz ledwo co ominął oczodół. Naruto uśmiechnął się do siebie, zlizał ściekającą mu na usta czarną ciecz, niby krew, i w tej chwili przypomniał sobie. 
Hinata.
Ile czasu już jest pod wodą?! Na pewno nie żyje. Rozpalił się cały. Strzelanie jego iskier było słychać  wszędzie. Znów wskoczył do wody. Nie patrzył już na nic. Kisame z początku nieco się zdziwił, przecież to samobójstwo. W sumie wykonał robotę nawet się nie pocąc.
- No to mamy dwóch śmieci z głowy. - 
Odszedł.
Naruto rozświetlił całą głębie jeziora. Tam na dnie, tak, jest - jego skarb! Pędził jak wir wodny z uderzającą dawką adrenaliny w umyśle, nic dla niego nie istniało tylko sylwetka jedynej, upragnionej przez niego istoty. Człowieka, zwykłego człowieka. Znalazł się przed nią. Była biała, martwa, zimna jak lód. Chwycił jej nadgarstek, podniósł do góry i zarzucił jej ramiona na szyję. Oplótł nimi bark i chwycił jedną ręką by jej palce się nie rozplotły, drugą odepchnął się, by wypłynąć na powierzchnie. Za pół minuty byli na brzegu. Dowlókł jej bezwładne ciało na brzeg i upadł. Znalazł się obok niej ciężko oddychając. Byli  jeszcze w połowie zanurzeni w wodzie. Przekręcił się na bok i położył prawą dłoń na jej poliku. Lewą rękę, tą którą się podpierał, miał rozciętą, więc zawył z bólu i prawie upadł na pierś dziewczyny. Podparł się obiema rękami i zawisł nad nią.
- Hinata, Hinata, Hinata - szeptał patetycznie. Nie zwlekając dłużej odchylił jej głowę do tyłu, zatkał nos i wepchnął powietrze do jej płuc. Zrobił to kilka razy, na zmianę naciskając na jej mostek. Nie pomagało. Nie pomagało. I wciąż nie pomagało...
- NAJDROŻSZA PROSZĘ CIĘ ŻYJ!!! - 
Ostatni krzyk. 
Upadł na jej ciało, a z oczu popłynęły mu łzy, po raz pierwszy od paruset lat. Jego ciało wstrząsały dreszcze, było słychać tylko ciche spazmy jego lamentu, po stracie ukochanej. 
- Tak - usłyszał. Nie wierzył, nie wierzył, że słyszy jej głos.
- Hinata!!! - uścisnął ją mocno, i nie chciał puścić, tulił ją do siebie. Było mu teraz tak ciepło. Czuł jak cała się trzęsie i dalej nie mógł uwierzyć. Ja też nie mogę, bo jakim cudem wytrzymała tak długo? 
- Tak - powtórzyła. 
- Co tak, najukochańsza, co "tak"? - powtarzał jak psychiczny jej słowa wciąż trzymając ją w uścisku i śmiejąc się do siebie.
- Zapytałeś się - mówiła szczękając zębami - czy... - odkasłała resztki utkwionej w tchawicy wody - czy zostanę z Tobą... - znów przerwał jej kaszel - zostanę, do śmierci. - 
- Co? Co powiedziałaś? - odsunął ją od siebie trzymając ręce na jej wątłych ramionach i patrząc na nią z niedowierzaniem.
- Zostanę Naruto - powiedziała po czym zamknęła oczy i odpłynęła w objęcia morfeusza upadając na jego ramiona.




_______________________________________________
                                            Od autorki
Przepraszam, że rozdział taki bez zakończenia, ale ostatnio w ogóle nie mam czasu pisać. Najrozsądniej będzie, jeśli powiem Wam, że będę pisać w jednym tygodniu tu, a w drugim na Illegal. Tak powinno być dobrze. Małe sprostowanie, co do komentarza, który dla mnie nie miał najmniejszego sensu i był wręcz nie na miejscu. To nie jest historia o świecie shinobi, ponieważ uważam, że od świata shinobi jest manga i anime, lub inne blogi, kto jak woli, ale to jest mój własny blog, w którym pisze o świecie fantasy i nie musi być tu Kuramy. W prologu napisałam, że blog będzie "(...)ogólnie o Naruto i Hinacie", zwróćcie uwagę na słowo "ogólnie" zawarte przed słowami "Naruto i Hinacie". Napisałam je nie bez powodu. Do mojego opowiadania wzięłam imiona i wygląd postaci wykreowanych prze Kishimoto, a także część ich charakteru. Sprostowanie jeśli coś nie było jasne:
1. Naruto nie był na rytuałach, bo po pierwsze nie chciał, bo odzywało się w nim sumienie, jednocześnie zastanawiał się czy naprawdę je ma, a po drugie, jeśli Hinata by go widziała, na pewno by się domyśliła, że to on i Sai złapali Temari, zwłaszcza po ostatnim zniknięciu i całej skrytości Naruto.

2. Wszyscy patrzyli się na Hinatę, bo dobrze wiedzieli, że jest człowiekiem, a do tego mieli na sobie tradycyjne stroje (było to opisane przy spotkaniu Hinaty z Sakurą - suknia Sakury), a Hinata miała dużo nowocześniejszy i bardziej elegancki stój. W końcu to prezent od Naruto.
Wydaję mi się, że reszty nie ma co wyjaśniać, bo jeśli ktoś to naprawdę czyta opowiadanie i czytał kiedyś książki, wie o co chodzi. Można wytykać błędy, ale bez przesady, bez demonizacji. Uwagi muszą mieć jakieś podstawy.
Tu zamieszczam obrazek, na którym zobrazowane jest mniej więcej jak wygląda budynek Akademii, zamieszczam, gdyby opisy były zbyt mało jasne. Myślę nad tym, a właściwie zrobię tak. W zakładce "Bohaterowie" lub "O blogu", będę zamieszczać opisy budynków i miejsc, a także wrzucać obrazki obrazujące je, dla osób, którym lepiej jest sobie spojrzeć, niż czytać. Ja też czasami tak mam, że obrazek mówi mi więcej, albo bardziej nasyca. Dodaje też nowe utwory na tło i być może trochę poprawię wszystkie rozdziały (jeśli znajdę czas). Chciałam się też czymś z wami podzielić, mianowicie zdecydowałam, że napiszę książkę, na podstawie tego bloga, oczywiście jak już go skończę. Co o tym sądzicie? 
Jeśli chcecie zobaczyć w większym rozmiarze to kliknijcie na obrazek:




Dziękuję Wam, że czekacie na rozdziały, i dziękuję, że komentujecie, to wiele dla mnie znaczy. Już po jurze piątek, więc wytrzymamy! Pozdrawiam Was gorąco kochani, a wszystkim twórcom życzę weny. Do zobaczenia
YOŁ :**